Mitchell
Często życie stawia na naszej drodze ludzi, których wcale nie chcemy poznawać. Osoby niezrównoważone psychicznie, mające hopla na punkcie dziwnych rzeczy. A Chiara normalna z całą pewnością nie była. Już kiedy wspomniała o zamiłowaniu do ulicznych wyścigów wiedziałem, że poznałem niezłą diablicę. O ile mogłem nazwać tak nieodpowiedzialną dwódziestoczterolatkę, która tłukła się z każdym napotkanym wielkoludem i zawsze wychodziła z tych bójek zwycięsko. Tak, chyba dobrałem trafne określenie.
Powoli uniosłem ociężałe powieki i mimowolnie się skrzywiłem. Druga noc na niewygodnym posłaniu składającym się z niezwykle cienkiego materaca, koca i drewnianej deski nie należała do przyjemnych przeżyć. Najchętniej wyrwałbym każdy obolały mięsień, obtłuczoną kość, jednak gdybym to zrobił zostałaby sama skóra, bowiem doskwierał mi dosłownie każdy kawałek ciała. Jęknąłem niezadowolony. Usiadłem, by móc w spokoju się przeciągnąć, co wywołało fazę niepotrzebnego cierpienia. Jak po naderwaniu ważnego ścięgna, tylko ból rozkładał się na cały organizm, a nie tylko jego określoną część.
- Dzień dobry piłkarzyno - przywitał mnie słodki głos blondynki bawiącej się własnymi włosami. Posłała mi ciepły uśmiech, który zachęcał do pokonania niedogodności spania w areszcie. - Dzisiaj wracamy do świata wolnych ludzi! Jak wrażenia?
- Marne - mruknąłem, pocierając ręką kark. Wolałem nie myśleć, co czeka mnie na treningu. Wątpię, że ktokolwiek będzie zadowolony z mojej postawy. Albo faktu, iż zlekceważyłem polecenie trenera. Tej konfrontacji bałem się najbardziej. Będzie ciężko, jednak życie wymaga ponoszenia odpowiedzialności za własne czyny. Nie odwrócę tego, co się stało tamtego feralnego wieczora. Alkohol nie pomagał, ale mogłem za to winić tylko i wyłącznie siebie.
- Moje towarzystwo też było marne? - zawołała oburzonym tonem, przykładając dłoń do piersi. Drugą zaczęła się wachlować, udając obrażoną. W końcu zaprzestała tej czynności posyłając mi pogardliwe spojrzenie.
- Tego nie powiedziałem... - westchnąłem zrezygnowany, próbując na poczekaniu wymyślić coś lepszego.
- Zauważ, że się do mnie odzywałeś. Możemy to zaliczyć do sukcesów, prawda? - dodała szybko, nie dając mi szansy dokończyć zdania. Skierowałem wzrok na jej twarz, próbując zaledwie po kilku sekundach nie spasować i nadal się w nią wpatrywać. Najwyraźniej przetrwałem próbę ognia, bo Niemka robiła to samo. Kto pierwszy się odwróci, ten odpada. Przez swoją nieuwagę spiąłem automatycznie wszystkie mięśnie, czego efektem stała się kolejna fala bólu. Straciłem rezon i potrząsnąłem głową. Blondynka klasnęła w dłonie, gratulując sobie kolejnego osiągnięcia. Ja natomiast cierpiałem w męczarniach. Każda część mojego sfatygowanego ciała krzyczała. Zacisnąłem mocno zęby. Wypuściłem gwałtownie powietrze z płuc, kiedy ostatnia dawka przeszywających skurczy odeszła, zostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne szczypanie w stawach, które bałem się rozprostować.
Chiara spojrzała na mnie jak na małego szczeniaka wyrzuconego na ulicę. Nie chciałem, żeby przez cały czas miała takie zdanie o nowo poznanym facecie. Oczywiście ja nim byłem.
Ciepłe promienie słońca wychyliły się zza krat w oknie. Zacząłem się zastanawiać, która może być godzina. Pewnie i tak jestem spóźniony na poranny trening. Niestety policjantom nie spieszyło się z wypuszczeniem nas na wolność... Podniosłem raptownie głowę do góry, rozumiejąc jedną rzecz. Jeśli stąd wyjdę, najprawdopodobniej nie będę miał okazji się z nią zobaczyć.
- Czemu brat nie zabiera Cię na mecze? - spytałem nieznacznie marszcząc brwi. Potrzebowałem odpowiedzi na to pytanie niemal tak samo mocno jak tlenu.
- Uważa, że jestem źle wychowana i mogłabym prowokować bójki - odparła automatycznie machając dłonią. Chciała pokazać, że mało ją to obchodzi, ale doskonale wiedziałem, że tak nie jest. - Śmieszne, bo od śmierci rodziców on się mną zajmował.
Spuściłem wzrok. Nie umiałem patrzeć na ból malujący się w jej oczach. Próbowała go ukryć i w pewnym sensie wychodziła zwycięsko z tej walki. Stawiały się tylko tęczówki, jakby to one miały mi powiedzieć, co Hummels tak naprawdę czuje.
- W takim razie kiedyś pójdziesz tam ze mną!
I znów to cholerne spojrzenie. Początkowo przedstawiające zaskoczenie, później charakterystyczną dla niej ironię. Czy ona choć raz nie mogła potraktować mnie jak normalnego, cywilizowanego człowieka?
Po wczorajszym dniu wiedziałem, że wiele przeszła. Złapali ją, kiedy uciekała razem z całą świtą po zakończonym wyścigu. Takie właśnie były biorące w nich udział dzieciaki - patrzyli jedynie na czubek własnego nosa i nie mieli najmniejszego zamiaru pomóc jej w wydostaniu się z rąk policjantów. A tym razem to ona miała pecha zostać w tyle. Dochodziła jeszcze śmierć rodziców, niezbyt wyrozumiały brat i tłukący ją na każdym kroku handlarz narkotykami. Kiedy o nim myślałem robiło mi się niedobrze, wpadałem w furię.
- Niby po co? Żebyś miał problemy z Matsem? Do tego ta cała piłka nożna jest naprawdę nieciekawa, nic tylko...
- Gadasz bzdury! Lepiej przyznaj się, że zawsze marzyłaś o czymś takim. Założyć koszulkę, stanąć na trybunach, cieszyć się z wygranej, ubolewać po przegranej.
Spojrzała na mnie niepewnie, marszcząc brwi. Najwyraźniej nie oczekiwała takiej propozycji z mojej strony. Nie wiem, czy była tym mile zaskoczona. Może uważała, że nie jestem na tyle wiarygodny, żeby wierzyć w takie pomysły.
- A jaką mam gwarancję, że zakończy się to szczęśliwie dla nas obojga? Nie wiesz, w co się pakujesz, do cholery! - warknęła, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę. - Kurwa! Jeszcze wylecisz na zbity pysk z klubu przez mojego pieprzonego brata, który nie będzie mógł znieść tego, że ktoś inny niż on sam jest w stanie się mną zająć!
Byłem prawie pewien, że dość wyolbrzymia problem z nadopiekuńczością naszego kapitana. Jak każdy brat starał się jak mógł, by niczego nigdy jej nie zabrakło. Z drugiej strony miałem już dosyć tych ironicznych zdań, które nie dawały mi jednoznacznej odpowiedzi bądź kazały się wszystkiego domyślić. Mimo to jakaś siła powstrzymywała mnie od powiedzenie czegoś, czego pewnie później bym żałował. Jakieś jasne iskry zapaliły się w oczach Niemki. Po raz kolejny miałem ochotę nie myśleć o konsekwencjach tego, co by mi zrobiła, kiedy wziąłbym ją w ramiona. Uderzyłaby mnie, zwyzywała od zboczeńców lub też... Nie, taka opcja nie wchodzi w grę. Z wielkim trudem zdobyłem się na to, żeby spojrzeć blondynce prosto w piękne tęczówki.
- Zrób to tylko dla siebie. Pokaż mu, że potrafisz się zachować - zmrużyłem powieki, chcąc, by tym razem odpowiedziała szczerze, bez migania. Nie wiedziałem, czy dobrze robię. Jeszcze tak naprawdę jej nie znałem, a już byłem gotowy ręczyć za nią przed jej bratem. Pewnie to jeden z tych szalonych pomysłów, które kończą się dobrze, albo bardzo źle. Do tej pory spotykało mnie tylko to drugie, ale miałem ochotę postawić w ciemno na to, że jednak będzie znośnie.
- Daj spokój - powiedziała, najwyraźniej chcąc jeszcze bardziej obrzydzić mi ten pomysł swoją lekceważącą miną.
- Próbuję Ci jakoś wytłumaczyć, że nadal nie jesteś na straconej pozycji. Możesz mu się pokazać z dobrej strony i wtedy na pewno zmieni o tobie zdanie - skończyłem spokojniejszym głosem, który był teraz bardziej potrzebny niż krzyki.
- Nie znasz go tak jak ja.
Piorunowałem ją wzrokiem chcąc wykrzyczeć całemu światu, że nie ma racji. Faktycznie, Mats nie był facetem otwartym dla każdego, ale zawsze uważałem go za przyjaciela, brałem z niego przykład. Nie wierzę, że w jakikolwiek sposób mógłby skrzywdzić swoją młodszą siostrę. Nawet przez nadmiar dobroci, który zwykle nim kierował.
- Zdziwiłabyś się - odparłem zaciskając zęby. Nie mogłem stracić nad sobą kontroli. Nie mówię tutaj o przemocy czy czymś w tym stylu, raczej o zniechęceniu do mnie siostry Hummelsa.
- Naprawdę? - mruknęła złośliwie. Gdyby potrafiła, ciskałaby teraz z oczu błyskawicami, byleby tylko mnie dopaść, bym padł przed nią na kolana, jęcząc niemiłosiernie z bólu. - Ile lat go znasz, co? Raczej nie towarzyszyłeś mu przez całe życie.
- Tu masz rację - zrobiłem pauzę, nabierając powietrza do płuc - ale nie wierzę, że jest dla Ciebie aż tak zły.
Ona zdecydowanie przesadza. Znam wiele rodzeństw, zawsze jest dokładnie tak samo. Jedno obraża drugie, oskarżając o zbytnią nadopiekuńczość.
- Nie widzę dalszego sensu tej dyskusji - ucięła niemiło, pozostawiając mnie pośród samych domysłów, które i tak nie miały najmniejszego sensu. Położyła się na leżance bokiem, wyrażając swoją obojętność co do mojej osoby.
- Nie tylko ty go nie widzisz - skwitowałem powstrzymując niesamowicie silną potrzebę wywrócenia oczami.
Westchnąłem dość głośno, po czym usiadłem na podłodze opierając się o ścianę. Musiałem jakoś zając rozbiegane myśli. Wiedziałem, że dzisiaj pożegnam się z życiem więźnia i sam nie byłem pewny, czy mi to pasuje. Pragnąłem zostać z Chiarą do końca, wspierać ją w trudnych chwilach, ale chyba nie było mi to dane. Za krótko się znamy, zbyt mało chwil spędziliśmy razem, by nagle stać się najlepszymi przyjaciółmi. Albo kimś więcej...
Tak, nasza znajomość z całą pewnością poszłaby w tym kierunku. Przynajmniej z mojej strony. I niezbyt pocieszony byłem gotowy zapewniać o tym już teraz. Może nawet lepiej się stanie, gdy skończymy te całe pogadanki. Bo ile można podniecać się siostrą własnego kapitana? Takie rzeczy raczej w ogóle nie powinny mieć miejsca.
Powoli przejechałem palcami po lekko zarośniętym podbródku, kiedy doszedł mnie głos podstarzałego policjanta.
- Możecie wychodzić, telefony, dokumenty i tym podobne do odebrania przy drzwiach. Życzę miłego pobytu na wolności - sarknął otwierając celę.
Spojrzałem na blondynkę lekko zmieszany. Co zrobić w podobnej sytuacji? Przytulić ją, pocałować, a może zostawić numer? W ostateczności jedynie ruszyłem długim korytarzem w celu opuszczenia tego paskudnego miejsca. Miałem nadzieję, że już nigdy do niego nie wrócę.
_______________
Przepraszamy za wszystkie opóźnienia! Jakoś nie mogłyśmy się spisać, więc teraz zwyczajnie nie będziemy podawały dokładnych dat dodawania rozdziałów. Co tydzień, czasami co dwa. Tak to powinno wyglądać.
Dziękujemy za wszystkie komentarze i pozdrawiamy z nadzieją, że się podoba ;*
- Marne - mruknąłem, pocierając ręką kark. Wolałem nie myśleć, co czeka mnie na treningu. Wątpię, że ktokolwiek będzie zadowolony z mojej postawy. Albo faktu, iż zlekceważyłem polecenie trenera. Tej konfrontacji bałem się najbardziej. Będzie ciężko, jednak życie wymaga ponoszenia odpowiedzialności za własne czyny. Nie odwrócę tego, co się stało tamtego feralnego wieczora. Alkohol nie pomagał, ale mogłem za to winić tylko i wyłącznie siebie.
- Moje towarzystwo też było marne? - zawołała oburzonym tonem, przykładając dłoń do piersi. Drugą zaczęła się wachlować, udając obrażoną. W końcu zaprzestała tej czynności posyłając mi pogardliwe spojrzenie.
- Tego nie powiedziałem... - westchnąłem zrezygnowany, próbując na poczekaniu wymyślić coś lepszego.
- Zauważ, że się do mnie odzywałeś. Możemy to zaliczyć do sukcesów, prawda? - dodała szybko, nie dając mi szansy dokończyć zdania. Skierowałem wzrok na jej twarz, próbując zaledwie po kilku sekundach nie spasować i nadal się w nią wpatrywać. Najwyraźniej przetrwałem próbę ognia, bo Niemka robiła to samo. Kto pierwszy się odwróci, ten odpada. Przez swoją nieuwagę spiąłem automatycznie wszystkie mięśnie, czego efektem stała się kolejna fala bólu. Straciłem rezon i potrząsnąłem głową. Blondynka klasnęła w dłonie, gratulując sobie kolejnego osiągnięcia. Ja natomiast cierpiałem w męczarniach. Każda część mojego sfatygowanego ciała krzyczała. Zacisnąłem mocno zęby. Wypuściłem gwałtownie powietrze z płuc, kiedy ostatnia dawka przeszywających skurczy odeszła, zostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne szczypanie w stawach, które bałem się rozprostować.
Chiara spojrzała na mnie jak na małego szczeniaka wyrzuconego na ulicę. Nie chciałem, żeby przez cały czas miała takie zdanie o nowo poznanym facecie. Oczywiście ja nim byłem.
Ciepłe promienie słońca wychyliły się zza krat w oknie. Zacząłem się zastanawiać, która może być godzina. Pewnie i tak jestem spóźniony na poranny trening. Niestety policjantom nie spieszyło się z wypuszczeniem nas na wolność... Podniosłem raptownie głowę do góry, rozumiejąc jedną rzecz. Jeśli stąd wyjdę, najprawdopodobniej nie będę miał okazji się z nią zobaczyć.
- Czemu brat nie zabiera Cię na mecze? - spytałem nieznacznie marszcząc brwi. Potrzebowałem odpowiedzi na to pytanie niemal tak samo mocno jak tlenu.
- Uważa, że jestem źle wychowana i mogłabym prowokować bójki - odparła automatycznie machając dłonią. Chciała pokazać, że mało ją to obchodzi, ale doskonale wiedziałem, że tak nie jest. - Śmieszne, bo od śmierci rodziców on się mną zajmował.
Spuściłem wzrok. Nie umiałem patrzeć na ból malujący się w jej oczach. Próbowała go ukryć i w pewnym sensie wychodziła zwycięsko z tej walki. Stawiały się tylko tęczówki, jakby to one miały mi powiedzieć, co Hummels tak naprawdę czuje.
- W takim razie kiedyś pójdziesz tam ze mną!
I znów to cholerne spojrzenie. Początkowo przedstawiające zaskoczenie, później charakterystyczną dla niej ironię. Czy ona choć raz nie mogła potraktować mnie jak normalnego, cywilizowanego człowieka?
Po wczorajszym dniu wiedziałem, że wiele przeszła. Złapali ją, kiedy uciekała razem z całą świtą po zakończonym wyścigu. Takie właśnie były biorące w nich udział dzieciaki - patrzyli jedynie na czubek własnego nosa i nie mieli najmniejszego zamiaru pomóc jej w wydostaniu się z rąk policjantów. A tym razem to ona miała pecha zostać w tyle. Dochodziła jeszcze śmierć rodziców, niezbyt wyrozumiały brat i tłukący ją na każdym kroku handlarz narkotykami. Kiedy o nim myślałem robiło mi się niedobrze, wpadałem w furię.
- Niby po co? Żebyś miał problemy z Matsem? Do tego ta cała piłka nożna jest naprawdę nieciekawa, nic tylko...
- Gadasz bzdury! Lepiej przyznaj się, że zawsze marzyłaś o czymś takim. Założyć koszulkę, stanąć na trybunach, cieszyć się z wygranej, ubolewać po przegranej.
Spojrzała na mnie niepewnie, marszcząc brwi. Najwyraźniej nie oczekiwała takiej propozycji z mojej strony. Nie wiem, czy była tym mile zaskoczona. Może uważała, że nie jestem na tyle wiarygodny, żeby wierzyć w takie pomysły.
- A jaką mam gwarancję, że zakończy się to szczęśliwie dla nas obojga? Nie wiesz, w co się pakujesz, do cholery! - warknęła, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę. - Kurwa! Jeszcze wylecisz na zbity pysk z klubu przez mojego pieprzonego brata, który nie będzie mógł znieść tego, że ktoś inny niż on sam jest w stanie się mną zająć!
Byłem prawie pewien, że dość wyolbrzymia problem z nadopiekuńczością naszego kapitana. Jak każdy brat starał się jak mógł, by niczego nigdy jej nie zabrakło. Z drugiej strony miałem już dosyć tych ironicznych zdań, które nie dawały mi jednoznacznej odpowiedzi bądź kazały się wszystkiego domyślić. Mimo to jakaś siła powstrzymywała mnie od powiedzenie czegoś, czego pewnie później bym żałował. Jakieś jasne iskry zapaliły się w oczach Niemki. Po raz kolejny miałem ochotę nie myśleć o konsekwencjach tego, co by mi zrobiła, kiedy wziąłbym ją w ramiona. Uderzyłaby mnie, zwyzywała od zboczeńców lub też... Nie, taka opcja nie wchodzi w grę. Z wielkim trudem zdobyłem się na to, żeby spojrzeć blondynce prosto w piękne tęczówki.
- Zrób to tylko dla siebie. Pokaż mu, że potrafisz się zachować - zmrużyłem powieki, chcąc, by tym razem odpowiedziała szczerze, bez migania. Nie wiedziałem, czy dobrze robię. Jeszcze tak naprawdę jej nie znałem, a już byłem gotowy ręczyć za nią przed jej bratem. Pewnie to jeden z tych szalonych pomysłów, które kończą się dobrze, albo bardzo źle. Do tej pory spotykało mnie tylko to drugie, ale miałem ochotę postawić w ciemno na to, że jednak będzie znośnie.
- Daj spokój - powiedziała, najwyraźniej chcąc jeszcze bardziej obrzydzić mi ten pomysł swoją lekceważącą miną.
- Próbuję Ci jakoś wytłumaczyć, że nadal nie jesteś na straconej pozycji. Możesz mu się pokazać z dobrej strony i wtedy na pewno zmieni o tobie zdanie - skończyłem spokojniejszym głosem, który był teraz bardziej potrzebny niż krzyki.
- Nie znasz go tak jak ja.
Piorunowałem ją wzrokiem chcąc wykrzyczeć całemu światu, że nie ma racji. Faktycznie, Mats nie był facetem otwartym dla każdego, ale zawsze uważałem go za przyjaciela, brałem z niego przykład. Nie wierzę, że w jakikolwiek sposób mógłby skrzywdzić swoją młodszą siostrę. Nawet przez nadmiar dobroci, który zwykle nim kierował.
- Zdziwiłabyś się - odparłem zaciskając zęby. Nie mogłem stracić nad sobą kontroli. Nie mówię tutaj o przemocy czy czymś w tym stylu, raczej o zniechęceniu do mnie siostry Hummelsa.
- Naprawdę? - mruknęła złośliwie. Gdyby potrafiła, ciskałaby teraz z oczu błyskawicami, byleby tylko mnie dopaść, bym padł przed nią na kolana, jęcząc niemiłosiernie z bólu. - Ile lat go znasz, co? Raczej nie towarzyszyłeś mu przez całe życie.
- Tu masz rację - zrobiłem pauzę, nabierając powietrza do płuc - ale nie wierzę, że jest dla Ciebie aż tak zły.
Ona zdecydowanie przesadza. Znam wiele rodzeństw, zawsze jest dokładnie tak samo. Jedno obraża drugie, oskarżając o zbytnią nadopiekuńczość.
- Nie widzę dalszego sensu tej dyskusji - ucięła niemiło, pozostawiając mnie pośród samych domysłów, które i tak nie miały najmniejszego sensu. Położyła się na leżance bokiem, wyrażając swoją obojętność co do mojej osoby.
- Nie tylko ty go nie widzisz - skwitowałem powstrzymując niesamowicie silną potrzebę wywrócenia oczami.
Westchnąłem dość głośno, po czym usiadłem na podłodze opierając się o ścianę. Musiałem jakoś zając rozbiegane myśli. Wiedziałem, że dzisiaj pożegnam się z życiem więźnia i sam nie byłem pewny, czy mi to pasuje. Pragnąłem zostać z Chiarą do końca, wspierać ją w trudnych chwilach, ale chyba nie było mi to dane. Za krótko się znamy, zbyt mało chwil spędziliśmy razem, by nagle stać się najlepszymi przyjaciółmi. Albo kimś więcej...
Tak, nasza znajomość z całą pewnością poszłaby w tym kierunku. Przynajmniej z mojej strony. I niezbyt pocieszony byłem gotowy zapewniać o tym już teraz. Może nawet lepiej się stanie, gdy skończymy te całe pogadanki. Bo ile można podniecać się siostrą własnego kapitana? Takie rzeczy raczej w ogóle nie powinny mieć miejsca.
Powoli przejechałem palcami po lekko zarośniętym podbródku, kiedy doszedł mnie głos podstarzałego policjanta.
- Możecie wychodzić, telefony, dokumenty i tym podobne do odebrania przy drzwiach. Życzę miłego pobytu na wolności - sarknął otwierając celę.
Spojrzałem na blondynkę lekko zmieszany. Co zrobić w podobnej sytuacji? Przytulić ją, pocałować, a może zostawić numer? W ostateczności jedynie ruszyłem długim korytarzem w celu opuszczenia tego paskudnego miejsca. Miałem nadzieję, że już nigdy do niego nie wrócę.
_______________
Przepraszamy za wszystkie opóźnienia! Jakoś nie mogłyśmy się spisać, więc teraz zwyczajnie nie będziemy podawały dokładnych dat dodawania rozdziałów. Co tydzień, czasami co dwa. Tak to powinno wyglądać.
Dziękujemy za wszystkie komentarze i pozdrawiamy z nadzieją, że się podoba ;*