niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział II

Mitchell
Często życie stawia na naszej drodze ludzi, których wcale nie chcemy poznawać. Osoby niezrównoważone psychicznie, mające hopla na punkcie dziwnych rzeczy. A Chiara normalna z całą pewnością nie była. Już kiedy wspomniała o zamiłowaniu do ulicznych wyścigów wiedziałem, że poznałem niezłą diablicę. O ile mogłem nazwać tak nieodpowiedzialną dwódziestoczterolatkę, która tłukła się z każdym napotkanym wielkoludem i zawsze wychodziła z tych bójek zwycięsko. Tak, chyba dobrałem trafne określenie.
Powoli uniosłem ociężałe powieki i mimowolnie się skrzywiłem. Druga noc na niewygodnym posłaniu składającym się z niezwykle cienkiego  materaca, koca i drewnianej deski nie należała do przyjemnych przeżyć. Najchętniej wyrwałbym każdy obolały mięsień, obtłuczoną kość, jednak gdybym to zrobił zostałaby sama skóra, bowiem doskwierał mi dosłownie każdy kawałek ciała. Jęknąłem niezadowolony. Usiadłem, by móc w spokoju się przeciągnąć, co wywołało fazę niepotrzebnego cierpienia. Jak po naderwaniu ważnego ścięgna, tylko ból rozkładał się na cały organizm, a nie tylko jego określoną część. 
- Dzień dobry piłkarzyno - przywitał mnie słodki głos blondynki bawiącej się własnymi włosami. Posłała mi ciepły uśmiech, który zachęcał do pokonania niedogodności spania w areszcie. - Dzisiaj wracamy do świata wolnych ludzi! Jak wrażenia?
- Marne - mruknąłem, pocierając ręką kark. Wolałem nie myśleć, co czeka mnie na treningu. Wątpię, że ktokolwiek będzie zadowolony z mojej postawy. Albo faktu, iż zlekceważyłem polecenie trenera. Tej konfrontacji bałem się najbardziej. Będzie ciężko, jednak życie wymaga ponoszenia odpowiedzialności za własne czyny.  Nie odwrócę tego, co się stało tamtego feralnego wieczora. Alkohol nie pomagał, ale mogłem za to winić tylko i wyłącznie siebie.
- Moje towarzystwo też było marne? - zawołała oburzonym tonem, przykładając dłoń do piersi. Drugą zaczęła się wachlować, udając obrażoną. W końcu zaprzestała tej czynności posyłając mi pogardliwe spojrzenie.
- Tego nie powiedziałem... - westchnąłem zrezygnowany, próbując na poczekaniu wymyślić coś lepszego.
- Zauważ, że się do mnie odzywałeś. Możemy to zaliczyć do sukcesów, prawda? - dodała szybko, nie dając mi szansy dokończyć zdania. Skierowałem wzrok na jej twarz, próbując zaledwie po kilku sekundach nie spasować i nadal się w nią wpatrywać. Najwyraźniej przetrwałem próbę ognia, bo Niemka robiła to samo. Kto pierwszy się odwróci, ten odpada. Przez swoją nieuwagę spiąłem automatycznie wszystkie mięśnie, czego efektem stała się kolejna fala bólu. Straciłem rezon i potrząsnąłem głową. Blondynka klasnęła w dłonie, gratulując sobie kolejnego osiągnięcia. Ja natomiast cierpiałem w męczarniach. Każda część mojego sfatygowanego ciała krzyczała. Zacisnąłem mocno zęby. Wypuściłem gwałtownie powietrze z płuc, kiedy ostatnia dawka przeszywających skurczy odeszła, zostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne szczypanie w stawach, które bałem się rozprostować.
Chiara spojrzała na mnie jak na małego szczeniaka wyrzuconego na ulicę.  Nie chciałem, żeby przez cały czas miała takie zdanie o nowo poznanym facecie. Oczywiście ja nim byłem.
Ciepłe promienie słońca wychyliły się zza krat w oknie. Zacząłem się zastanawiać, która może być godzina. Pewnie i tak jestem spóźniony na poranny trening. Niestety policjantom nie spieszyło się z wypuszczeniem nas na wolność... Podniosłem raptownie głowę do góry, rozumiejąc jedną rzecz. Jeśli stąd wyjdę, najprawdopodobniej nie będę miał okazji się z nią zobaczyć.
- Czemu brat nie zabiera Cię na mecze? - spytałem nieznacznie marszcząc brwi. Potrzebowałem odpowiedzi na to pytanie niemal tak samo mocno jak tlenu.
- Uważa, że jestem źle wychowana i mogłabym prowokować bójki - odparła automatycznie machając dłonią. Chciała pokazać, że mało ją to obchodzi, ale doskonale wiedziałem, że tak nie jest. - Śmieszne, bo od śmierci rodziców on się mną zajmował.
Spuściłem wzrok. Nie umiałem patrzeć na ból malujący się w jej oczach. Próbowała go ukryć i w pewnym sensie wychodziła zwycięsko z tej walki. Stawiały się tylko tęczówki, jakby to one miały mi powiedzieć, co Hummels tak naprawdę czuje.
- W takim razie kiedyś pójdziesz tam ze mną!
I znów to cholerne spojrzenie. Początkowo przedstawiające zaskoczenie, później charakterystyczną dla niej ironię. Czy ona choć raz nie mogła potraktować mnie jak normalnego, cywilizowanego człowieka?
Po wczorajszym dniu wiedziałem, że wiele przeszła. Złapali ją, kiedy uciekała razem z całą świtą po zakończonym wyścigu. Takie właśnie były biorące w nich udział dzieciaki - patrzyli jedynie na czubek własnego nosa i nie mieli najmniejszego zamiaru pomóc jej w wydostaniu się z rąk policjantów. A tym razem to ona miała pecha zostać w tyle. Dochodziła jeszcze śmierć rodziców, niezbyt wyrozumiały brat i tłukący ją na każdym kroku handlarz narkotykami. Kiedy o nim myślałem robiło mi się niedobrze, wpadałem w furię.
- Niby po co? Żebyś miał problemy z Matsem? Do tego ta cała piłka nożna jest naprawdę nieciekawa, nic tylko...
- Gadasz bzdury! Lepiej przyznaj się, że zawsze marzyłaś o czymś takim. Założyć koszulkę, stanąć na trybunach, cieszyć się z wygranej, ubolewać po przegranej.
Spojrzała na mnie niepewnie, marszcząc brwi. Najwyraźniej nie oczekiwała takiej propozycji z mojej strony. Nie wiem, czy była tym mile zaskoczona. Może uważała, że nie jestem na tyle wiarygodny, żeby wierzyć w takie pomysły.
- A jaką mam gwarancję, że zakończy się to szczęśliwie dla nas obojga? Nie wiesz, w co się pakujesz, do cholery! - warknęła, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę. - Kurwa! Jeszcze wylecisz na zbity pysk z klubu przez mojego pieprzonego brata, który nie będzie mógł znieść tego, że ktoś inny niż on sam jest w stanie się mną zająć!
Byłem prawie pewien, że dość wyolbrzymia problem z nadopiekuńczością naszego kapitana. Jak każdy brat starał się jak mógł, by niczego nigdy jej nie zabrakło. Z drugiej strony miałem już dosyć tych ironicznych zdań, które nie dawały mi jednoznacznej odpowiedzi bądź kazały się wszystkiego domyślić. Mimo to jakaś siła powstrzymywała mnie od powiedzenie czegoś, czego pewnie później bym żałował. Jakieś jasne iskry zapaliły się w oczach Niemki. Po raz kolejny miałem ochotę nie myśleć o konsekwencjach tego, co by mi zrobiła, kiedy wziąłbym ją w ramiona. Uderzyłaby mnie, zwyzywała od zboczeńców lub też... Nie, taka opcja nie wchodzi w grę. Z wielkim trudem zdobyłem się na to, żeby spojrzeć blondynce prosto w piękne tęczówki.
- Zrób to tylko dla siebie. Pokaż mu, że potrafisz się zachować - zmrużyłem powieki, chcąc, by tym razem odpowiedziała szczerze, bez migania. Nie wiedziałem, czy dobrze robię. Jeszcze tak naprawdę jej nie znałem, a już byłem gotowy ręczyć za nią przed jej bratem. Pewnie to jeden z tych szalonych pomysłów, które kończą się dobrze, albo bardzo źle. Do tej pory spotykało mnie tylko to drugie, ale miałem ochotę postawić w ciemno na to, że jednak będzie znośnie.
- Daj spokój - powiedziała, najwyraźniej chcąc jeszcze bardziej obrzydzić mi ten pomysł swoją lekceważącą miną.
- Próbuję Ci jakoś wytłumaczyć, że nadal nie jesteś na straconej pozycji. Możesz mu się pokazać z dobrej strony i wtedy na pewno zmieni o tobie zdanie - skończyłem spokojniejszym głosem, który był teraz bardziej potrzebny niż krzyki.
- Nie znasz go tak jak ja.
Piorunowałem ją wzrokiem chcąc wykrzyczeć całemu światu, że nie ma racji. Faktycznie, Mats nie był facetem otwartym dla każdego, ale zawsze uważałem go za przyjaciela, brałem z niego przykład. Nie wierzę, że w jakikolwiek sposób mógłby skrzywdzić swoją młodszą siostrę. Nawet przez nadmiar dobroci, który zwykle nim kierował.
- Zdziwiłabyś się - odparłem zaciskając zęby. Nie mogłem stracić nad sobą kontroli. Nie mówię tutaj o przemocy czy czymś w tym stylu, raczej o zniechęceniu do mnie siostry Hummelsa.
- Naprawdę? - mruknęła złośliwie. Gdyby potrafiła, ciskałaby teraz z oczu błyskawicami, byleby tylko mnie dopaść, bym padł przed nią na kolana, jęcząc niemiłosiernie z bólu. - Ile lat go znasz, co? Raczej nie towarzyszyłeś mu przez całe życie.
- Tu masz rację - zrobiłem pauzę, nabierając powietrza do płuc - ale nie wierzę, że jest dla Ciebie aż tak zły.
Ona zdecydowanie przesadza. Znam wiele rodzeństw, zawsze jest dokładnie tak samo. Jedno obraża drugie, oskarżając o zbytnią nadopiekuńczość.
- Nie widzę dalszego sensu tej dyskusji - ucięła niemiło, pozostawiając mnie pośród samych domysłów, które i tak nie miały najmniejszego sensu. Położyła się na leżance bokiem, wyrażając swoją obojętność co do mojej osoby.
- Nie tylko ty go nie widzisz - skwitowałem powstrzymując niesamowicie silną potrzebę wywrócenia oczami.
Westchnąłem dość głośno, po czym usiadłem na podłodze opierając się o ścianę. Musiałem jakoś zając rozbiegane myśli. Wiedziałem, że dzisiaj pożegnam się z życiem więźnia i sam nie byłem pewny, czy mi to pasuje. Pragnąłem zostać z Chiarą do końca, wspierać ją w trudnych chwilach, ale chyba nie było mi to dane. Za krótko się znamy, zbyt mało chwil spędziliśmy razem, by nagle stać się najlepszymi przyjaciółmi. Albo kimś więcej...
Tak, nasza znajomość z całą pewnością poszłaby w tym kierunku. Przynajmniej z mojej strony. I niezbyt pocieszony byłem gotowy zapewniać o tym już teraz. Może nawet lepiej się stanie, gdy skończymy te całe pogadanki. Bo ile można podniecać się siostrą własnego kapitana? Takie rzeczy raczej w ogóle nie powinny mieć miejsca.
Powoli przejechałem palcami po lekko zarośniętym podbródku, kiedy doszedł mnie głos podstarzałego policjanta.
- Możecie wychodzić, telefony, dokumenty i tym podobne do odebrania przy drzwiach. Życzę miłego pobytu na wolności - sarknął otwierając celę.
Spojrzałem na blondynkę lekko zmieszany. Co zrobić w podobnej sytuacji? Przytulić ją, pocałować, a może zostawić numer? W ostateczności jedynie ruszyłem długim korytarzem w celu opuszczenia tego paskudnego miejsca. Miałem nadzieję, że już nigdy do niego nie wrócę.
_______________
Przepraszamy za wszystkie opóźnienia! Jakoś nie mogłyśmy się spisać, więc teraz zwyczajnie nie będziemy podawały dokładnych dat dodawania rozdziałów. Co tydzień, czasami co dwa. Tak to powinno wyglądać. 
Dziękujemy za wszystkie komentarze i pozdrawiamy z nadzieją, że się podoba ;*

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział I

Mitchell
Na wstępie wiedziałem, że nie będzie miło. Próbowałem wyszarpnąć rękę z uścisku zdeterminowanego policjanta, jednak nie poszło to w dobrą stronę. Skończyło się zakłuciem w kajdanki i ostrzeżeniem, że jeśli zrobię coś podobnego ponownie, zabiorą mi prawo do jednego telefonu. Też mi rzecz...
Zostałem przetransportowany, przy udziale całej świty do małej celi znajdującej się na końcu korytarza ogromnego komisariatu. Czterdzieści osiem godzin, muszę tutaj spędzić pełne dwie doby. Nie cieszyła mnie wiadomość o ślicznej dziewczynie przywiezionej rano z parku. Była moim jedynym towarzystwem. Ale co mi po tym? Pewnie nawet się do siebie nie odezwiemy, odsiedzimy swoje i zwyczajnie wyjdziemy na wolność z nauczką. Zrozumiałem, co mi się przytrafiło dopiero kiedy ją ujrzałem. 
Jasne włosy rozsypane na wąskiej leżance kontrastowały z szarością ogarniającą całe pomieszczenie, pełne wargi podkreślone czerwoną szminką co chwilę ocierały się o siebie ukazując, że coś nuci, a śliczne rysy twarzy aż przyciągały. Była piękna! Nie wiem dlaczego gdy na nią patrzyłem świat przestawał być jedną, wielką plamą. Potrafiłem wytrzeźwieć, wpatrując się w delikatne rysy jej twarzy. Byłem pewien, że nie zamykają ludzi za nadmiar urody, więc dlaczego się tutaj znalazła? Nie potrafiłem tego pojąć. Trudno mi było wyobrazić sobie ją jako złą osobę, kogoś, kto chce zrobić drugiemu człowiekowi krzywdę. Wyglądała niczym  nastolatka z amerykańskich produkcji...
- Wiem, że jak zapytam, dlaczego się gapisz odpowiesz, że od tego masz oczy, ale o co Ci chodzi? Nie masz zamiaru się odezwać? 
Jej głos był lekko zachrypnięty, niesamowicie przyjemny dla ucha. Niczym aksamitny materiał otulający twoje ciało. W jednej chwili zapomniałem o wszystkim wokół i skupiłem się na jej oczach. Miała w sobie coś znajomego, czego na tą chwilę nie potrafiłem zrozumieć. Otwierałem i zamykałem usta prawie jak ryba wyjęta z wody, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć.
- Po pewnych obserwacjach utwierdzam się w przekonaniu, że jednak jesteś niemową. A miałam takie dobre chęci - odparła widocznie zirytowana, wzdychając lekko. Widząc moją niepewną minę, dodatkowo przewróciła oczami.
- Przecież mówię - wydukałem z trudem, jednocześnie próbując nabrać gwałtownie powietrza. Ukryłem twarz w dłoniach, zastanawiając się, jakiego zrobiłem z siebie idiotę w skali od jednego do dziesięciu. Pewnie jedenaście.
- Coś niewiele. Schlałeś się, napadłeś na bank, pobiłeś własne dziecko czy może handlowałeś narkotykami? - spytała wpatrując się w sufit. Jej palce rysowały bliżej nieokreślone kształty na skórze drugiej dłoni, a na twarz przywołała zupełnie do niej niepasującą minę mordercy. Przełknąłem nerwowo ślinę. - No za co tu jesteś? Tylko nie mów, że za gwałt, bo zacznę się bać.
Nieznacznie przekręciłem głowę próbując sobie przypomnieć, skąd ją znam. Miałem wrażenie, że już gdzieś widziałem te ciemne, błyszczące tęczówki.
- Znów zamilkłeś? No pięknie. Wsadzili mi do celi niekomunikatywnego gościa. Ej, można prosić o jakąś podmianę?! - ostatnie zdanie wykrzyczała z lekkim rozbawieniem. Oczywiście ironicznym, bo normalny ton raczej nie leżał w jej naturze.
- Wklepałem Neuerowi.
- Wpierdoliłeś Manu?! - usiadła gwałtownie na łóżku i spojrzała na mnie z pogardą. - Zaraz, ja Cię znam!
Wpatrywała się we mnie z intensywnością godną polującego drapieżnika. Próbowałem złapać oddech, jednak nie było to do końca możliwe. Czułem się dziwnie osaczony, kiedy przemierzała wzrokiem całą moją sylwetkę. Spiąłem wszystkie mięśnie, będąc gotowym na wszystko. Prawie. Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie, jakby doznała nagłego olśnienia i próbowała to przetrawić, składając fakty w jedną całość.
- Cholera - jęknęła cicho, ukrywając twarz w dłoniach. - Kurwa, czemu ja zawsze mam takie popieprzone szczęście?
Uniosłem jedną brew ku górze, jeszcze bardziej gubiąc się w tej sprawie. Nie wiedziałem, o co może chodzić.
- Co, znów nic nie powiesz? Że mój wielmożny braciszek dowie się o wszystkim? 
Spojrzałem na blondynkę jak na niezrównoważoną choleryczkę. Czy jej się we łbie poprzewracało? Nie znałem dziewczyny, która równie często bluźniła. Albo naprawdę było jej nie do śmiechu, albo... zwyczajnie przeginała. Nawet ja uciekałem od tych obrzydliwych słów, starałem się używać ich zdecydowanie jak najrzadziej. Widocznie ona preferowała z grubsza inny styl wypowiadania się.
- Jaki brat, o co Ci chodzi?
- Wybacz, nie przedstawiłam się - pisnęła nerwowo. - Chiara Hummels, tyle Ci wystarczy?
Tego było już za wiele. Słowa Niemki zabrzmiały na tyle niepoważnie, że nie byłem skłonny w nie uwierzyć. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, dlaczego rysy jej twarzy były znajome. Nie potrafiłem przywołać w pamięci, czy Mats kiedykolwiek opowiadał o swoim rodzeństwie.
- Ale... jak? - wyszeptałem, próbując wygrzebać wspomnienie o domniemanej siostrze naszego kapitana. Nic bardziej konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Parsknęła śmiechem, wpatrując się we mnie tak, jakbym był nienormalny.
- Nie dość, że niemowa, to w dodatku brak mu piątej klepki - zachichotała, przekrzywiając głowę. Kilka niesfornych, jasnych pasm włosów spadło na jej gładkie czoło. Z trudem powstrzymałem w sobie chęć podbiegnięcia do niej i odgarnięcia ich za ucho. Zacisnąłem palce na krańcach materaca, próbując zatrzymać rozbiegane myśli, które brnęły o wiele za daleko. Chciałem się uspokoić, ale nie potrafiłem. Pierwszy raz spotkałem kogoś, kto potrafił wywołać u mnie takie zdezorientowanie.
- Mitch jestem - stwierdziłem automatycznie i zaraz miałem ochotę klepnąć się w czoło. Co mi strzeliło do głowy?!
- A myślałam, że Mitchell - powiedziała, znacznie unosząc brwi. - Naprawdę uważasz, że nie wiem, jak się nazywasz?
Zacisnęła usta w wąską kreskę, obdarzając mnie jednym z tych zagadkowych uśmiechów. O niczym innym nie marzyłem, tylko o tym, żeby jak najszybciej rozwiązać ową tajemnicę. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego by nie powiedzieć jej, że robię z siebie debila. Tak byłoby nawet prościej.
- Mam w ogóle szansę jakoś normalnie z tobą porozmawiać? Chociaż na samym początku byłam do tego pozytywnie nastawiona, mój zapał maleje coraz bardziej - mruknęła dość głośno, abym mógł ją usłyszeć. Dyskretnie przełknąłem ślinę.
- Gdybyś była odrobinę milsza, owszem - wypaliłem szybko, zamiast dobrze zastanowić się nad odpowiedzią.
- Jestem miła dla osób, które na to zasługują. A ty do tego grona jeszcze nie należysz - odparła rytmicznie uderzając palcami o udo. Ta dziewczyna była niczym błędne koło. Starasz się, ale nie ma najmniejszych szans, by Ci wyszło.
- W takim razie czym mogę zasłużyć na wstąpienie do niego?
Spojrzała prosto w moje tęczówki i delikatnie zmarszczyła czoło. Czułem się jak na przesłuchaniu, które ledwo zdążyło się skończyć, może nawet gorzej. Lustrowała mnie wzrokiem niczym szpieg ofiarę, jakby chciała wyczytać targające mną emocje. I muszę przyznać, że było ich naprawdę od groma. Na samym początku czułem pustkę. Nie było zupełnie nic. Teraz, oślepiony nie tylko jej urodą, ale i stylem bycia, który w pewnym sensie mnie fascynował nie widziałem świata poza stojącą naprzeciw Niemką. Żołądek ścisnął się do granic możliwości, w gardle utknęła bliżej niezidentyfikowana gula, ręce trzęsły się pomimo usilnych prób opanowania ich niekontrolowanych ruchów. Czy tak zachowywał się człowiek w towarzystwie kogoś mu obojętnego? Nie! Chiara była cholernie seksowna i z każdym wykonanym gestem pociągała mnie coraz bardziej.
- W sumie możesz mnie zgwałcić, przynajmniej brat by mi odpuścił. To jak?
Otworzyłem usta ze zdumienia, a kiedy w pomieszczeniu rozległ się jej chichot zdałem sobie sprawę z tego, jak beznadziejnie wyglądam. Szybko je zamknąłem.
- Facetom zawsze jedno w głowach. A już myślałam, że jesteś inny.
Nie byłem. Jeśli wierzyć w poglądy siostry Matsa, nie różniłem się niczym od typowego mężczyzny. Najchętniej rozebrałbym ją do naga i wycałował każdy zakątek delikatnego, kobiecego ciała. Przez chwilę nawet pomyślałem, że nic nie stoi mi na przeszkodzie, jednak szybko odpędziłem od siebie to stwierdzenie. Hummels w życiu by mi nie wybaczył. Gwałt w areszcie... Miałem ochotę prychnąć, kiedy przed oczami stanęła mi podobna scena.
- Wyobraźnia działa, prawda? - szepnęła, po czym zagryzła dolną wargę. Przysunęła się bliżej. Co ja gadam! Stała ledwie parę milimetrów ode mnie! Powoli, zupełnie się nie spiesząc położyła dłoń na moim policzku i przekręciła głowę w bok uśmiechając się. - Cieszę się, że myślisz o mnie w taki sposób. Może kiedyś pozwolę Ci się zabawić, ale na pewno nie dzisiaj.
I na tym skończyła się moja fantazja. Puknęła czubek mojego nosa opuszkiem palca, następnie odwróciła się i opadła na leżankę. Westchnąłem w celu uzupełnienia powietrza w przeciążonych płucach, które nagle odmówiły posłuszeństwa. Zawroty głowy niemal powalały mnie na ziemię, ale nie umiałem wykonać nawet najdrobniejszego ruchu. Kr
ótko mówiąc, zamurowało mnie.
Kiedyś pragnąłem szczerej, poukładanej i miłej dziewczyny. Wręcz marzyłem o stereotypowym małżeństwie. A teraz? Chciałem mieć więcej informacji o blondynce poznanej w areszcie. Z całą pewnością nie trafiła tutaj bezkarnie, więc do mojego ideału było jej daleko. A jednak seksowność w jej ruchach kompletnie mnie urzekła.
_______________________________
Cześć wszystkim! Tym razem pisze do was Olivia. :) Miło widzieć tak pozytywne komentarze pod prologiem. Muszę wam powiedzieć, że jestem dumna z naszej wspólnej pracy, chociaż trwa ona krótko. Jest o wiele łatwiej, kiedy pisze się takie dzieło we dwójkę, ale i też o wiele fajniej i zabawniej. :D Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie wam do gustu, ponieważ jestem z niego zadowolona. Do następnego! ;* 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Prolog

Głośna, dyskotekowa muzyka dudniła mu w uszach. Obojętnym wzrokiem przeczesał swoje towarzystwo, które było równie pijane. Powolnym, aczkolwiek zdecydowanym ruchem sięgnął po następnego drinka stojącego na blacie zastawionym pustymi szklankami. Był niczym zakazany owoc kuszący musującymi bąbelkami pływającymi na powierzchni alkoholu. Pragnął go jeszcze bardziej niż cokolwiek innego. Zmarszczył brwi w geście zdziwienia, czując silne zawroty głowy. Cóż, nie ma się czemu dziwić, i tak wypił za dużo jak na jeden wieczór. 
Tłum tańczących ludzi migał mu przed oczami, tworząc jedną, zwartą masę. Krew uciążliwie szumiąca w uszach Mitcha wcale nie ułatwiała sprawy. Chciał wstać i ruszyć przed siebie po kolejną porcję napojów wyskokowych, lecz nogi niemal natychmiast odmówiły mu posłuszeństwa. Świat gwałtownie zawirował, wprawiając chłopaka w jeszcze gorszy stan. Skierował swoje rozdygotane spojrzenie na bar. Zaklął siarczyście pod nosem, dostrzegając znajomą twarz. Szczerze? Niezbyt ucieszył się na ten widok. 
Jasne włosy opadające na czoło oraz obfity pot spływający po szyi ukazywały, że facet nie był do końca trzeźwy. Ciemne oczy migotały w świetle dyskotekowych lamp, a krzywa mina, którą zawsze przybierał mówiła jedno - "jestem debilem i nikt tego nie zmieni". Przynajmniej tak się wyśmiewano w szatni Borussi Dortmund z zarozumiałego, bawarskiego bramkarza. Mało kto go lubił, przyjaźnił się chyba jedynie z Riberym. Oczywiście obaj byli siebie warci, więc nic dziwnego, że trzymali się razem. Krzyki na boisku po nieudanych zagraniach kolegów z drużyny, zrzucanie własnych przewinień na innych i prowokacyjność były chyba ich pasją, a przynajmniej stały na porządku dziennym. Z kolei z Langerakiem od zawsze mieli na pieńku. Dobra, może faktycznie inaczej powinnam to napisać. Raczej Mitchell często podpadał tej dwójce. 
Pijany piłkarz odwrócił się w drugą stronę, by odejść jak najdalej od zawodników Bayernu, jednak nie było mu to dane. Za jego plecami rozległ się niski głos Neuera.
- Tylko spójrz Franck! Stara, dobra rezerwa ścierw z Dortmundu! 
Zacisnął pięści najmocniej, jak tylko potrafił. Wszystkie kostki w jego dłoniach zbielały do granic możliwości, a paznokcie wbijające się w skórę dłoni zadawały mu niemały ból, który kompletnie ignorował. Starał się nie zwracać uwagi na tą dwójkę, ale nawracające wyzwiska nie dawały mu spokoju. Alkohol krążący we krwi nie ułatwiał sprawy, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ją komplikował. Mógł iść zgodnie z radą trenera i odpuścić sobie wszelkie imprezy w przeciągu tego tygodnia, aby zebrać siły. Ale nie, Mitchell jest zawsze mądrzejszy! Jednak skąd miał wiedzieć, że Bawarczycy przyjdą akurat dzisiaj do tego klubu, opić zwycięstwo nad żółto-czarnymi? 
Jakiś cichy głosik w głowie bramkarza podpowiadał, żeby wyszedł stąd i to jak najszybciej.
- Faktycznie, coś mizernie wygląda! Ale czego by się tu innego spodziewać po piłkarzu takiego klubu?! - krzyknął Francuz z wyraźnie słyszalną ironią. Dokładnie zaakcentował ostatnie słowa, by już i tak zdenerwowanemu chłopakowi dodatkowo podnieść ciśnienie. Langerak nie mógł tego zostawić i pozwolić, żeby tacy ludzie obrażali jego barwy. Czułby się jak tchórz, zostawiając to bez odpowiedzi. 
Powoli odwrócił się zaciskając szczękę. Zmrużył oczy, by na linii jego wzroku znalazła się tylko bezczelna dwójka, po czym przełknął ślinę. Zareagował gwałtownie. Pięść Australijczyka w mgnieniu oka znalazła się na twarzy jednego z nich. Tak się złożyło, że bliżej stał nieustraszony Manuel Neuer, więc to właśnie jemu się oberwało. Niemiec postąpił parę kroków w tył dotykając obolałego miejsca z wyrazem silnego zdziwienia malującym się na twarzy. Przynajmniej zniknął ten beznadziejny uśmieszek. 
- Już nie żyjesz - syknął Bawarczyk i wystartował przed siebie. 
Mitchell był szybszy. Używając jakże przydatnej w każdej chwili jego życia nogi zadał silny cios żebrom znienawidzonego piłkarza, po czym powalił go na ziemię. Rozpętała się bijatyka, która w późniejszym czasie przyniosła niezbyt przyjemne skutki. Dla obu stron.
_______________
Tutaj dwie zakręcone fanki piłki nożnej. Przybywamy z nowy opowiadaniem. Na wstępie mówię (a pisze do Was suenos), że nie oznacza to zawieszenia innych moich blogów. Nie odważyłabym się na pisanie czwartego opowiadania, gdyby nie fakt, że tworzymy je razem. A to naprawdę ułatwia pracę;)
Mamy nadzieję, że prolog się podoba. Bo raczej jesteśmy z niego zadowolone;> Tak więc czekamy na opinie. A kiedy pierwszy rozdział? To się jeszcze okaże;D
Pozdrawiamy!;**